środa, 20 czerwca 2012

A po majestycznej burzy była tęcza i mammatusy...

     Dwa dni temu po majestatycznej burzy z piorunami, cudownym świetle i przepięknej tęczy na niebie pojawiły się na mammatusy. Chmury wyglądające jak to, mój mąż określił... jak pupcie aniołków. Ich inna nazwa to ponoć wymiona, ale wolę jednak określenie mojego męża. 
     Niebo było malownicze, a ja jeszcze nigdy nie widziałam tak pięknych chmur, tak delikatnych i aksamitnych jak wata kupowana w dużych paczkach. Obstrykałam niebo wzdłuż i wszerz, a moja wyobraźnie pozwoliła mi latać tego dnia nad chmurami ^_^ Mam ogromna nadzieję, że te chmury jeszcze staną mi kiedyś na drodze mojego życia :)
     Dziś za oknem leje i jest ponuro, niebo ma jedna wielką szara powierzchnię, bez mistycznych tworów... Wstawanie było dziś bardzo trudne, ale otoczyłam się dziś pozytywną energią czerwieni. Ubrałam moja czerwoną kurtkę przeciwdeszczową, zabrałam swój olbrzymi czerwony parasol mieszczący 3 osoby, który otrzymałam od Babci Klary i wyruszyłam z domu jak co dzień 6:50. Zobaczyłam sie w szybie drzwi wejściowych do pracy i uśmiech mi się pojawił na twarzy. W pokoju mam czerwoną myszkę do komputera i leżą przede mną czerwone segregatory z papierkową robotą. Ale chyba najważniejszy jest telefon w kolorze czerwonym, bo to on dzwoni czasem z rana, mam nadzieję, że i dziś zadzwoni i będzie się miło rozmawiało ;)
     Miłego dnia kochani i mnóstwa radości i czerwieni w życiu życzę, by świat w ponury deszczowy dzień miał trochę więcej kolorów niż tylko szarości :)

Podpisano: Bella M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz