czwartek, 1 marca 2012

Pokonany przez kamień...

     Zasiadłam sobie przed moim notatnikiem zerkam na kolejny dzień i właśnie dziś mija dokładnie 4 miesiące od naszej wizyty w wiosce Tal. Obiecałam wam napisać co nas czekało w miejscu noclegu i kogo tam spotkaliśmy. No to zaczynamy...
     Na miejsce dotarliśmy jako ostatni z całej naszej szóstki, miało to dobre i złe strony. Plusem było powitanie nasz przez Sławka u bram wioski i usłyszenie informacji, że mamy już miejsce do spania i płacimy tylko za jedzenie. Minusem, było to, że jako ostatni mieliśmy prawo do kąpieli pod prysznicem ;) co najczęściej wiązało się z zimną wodą lecącą z kranu :P Wszyscy starali się oszczędzać wodę, by starczyła dla każdego, bo nigdy nie wiadomo kiedy się będzie ostatnim ;P Podczas takich podróży w grupie, człowiek uczy się myśleć także o innych, nawet w tak przyziemnych sprawach jak prysznic. Ale tak naprawdę, to prysznic jest przyziemny... tylko wtedy jak siedzisz sobie w ciepłym domu. W miejscu gdzie nie musisz martwić się o ciepłą wodę, miejsce do spania czy też ciepły posiłek. Na trekingu te przyziemne rzeczy stają się tymi, wokół których kręci się twój cały świat. Reszta problemów umyka, nie myślisz o pracy, która została na biurku, czy też o telefonie, który musisz wykonać w sprawie reklamacji jakiejś pralki czy butów. Życie tam składa się z prostych elementów, które dają Ci taki wewnętrzny spokój, pozbawiony strachu i problemów.