niedziela, 25 grudnia 2011

podniebne loty przez kraje arabskie...

     Podróż marzeń rozpoczęła się 20 października 2011r. po wielu perypetiach z przygotowaniami m.in. kupnem biletów, kiedy to złotówka słabła, a $ z dnia na dzień był coraz droższy :P szukaniem ubezpieczenia na wyprawę, którą podciągnięto pod sporty ekstremalne. Wreszcie siedzieliśmy szczęśliwi w samolocie tureckich linii i lecieliśmy do Istambułu. Słońce chyliło się ku zachodowi, a niebo przybrało piękne różane odcienie, chmury wyglądały jak pole bawełny, a berlińskie drogi wyglądały jak sznury lampek choinkowych, więc wszyscy pchali się do okien by zrobić jakieś fotki ;)


     Samolot jak samolot Bella nie narzekała, niewiele ma wzrostu i prawie zawsze ma dość miejsca na swoje nóżki, (prawie zawsze, bo w Nepalu okazało się, że może być inaczej). Jednak mój mąż dalej zwany Miszczu Shifu (przydomek taki przybrał, gdyż naucza chińskich sztuk walk), zaczynał mi mruczeć z boku i się wiercić. Oznaczało to jedno, brak mu miejsca i najchętniej położył by się w przejściu. Już nie chciałam myśleć co przeżywają za moimi plecami Miszczu Fotografii Sławek i siedzący z nim Michał nasz kierownik wyprawy. W końcu jeden i drugi wcale nie są małych gabarytów, Bella chyba Sławkowi mieści się pod pachą :D Wyobraziłam sobie jak siedzą z kolanami pod brodą, jak przy przedszkolnych stoliczkach na mini krzesełkach i właściwie zrobiło mi się ich żal. A jak przynieśli nam jedzenie na tych malutkich tackach w ociupeńkich pojemniczkach, to boki idzie zrywać jak ludzie kombinują by jakoś wyjść z honorem przy jedzeniu przy tych malutkich stoliczkach =)

    Bella zapisywała każdy dzień w swoim bardzo ważnym notatniku, czego moi muszkieterzy po kilku dniach zaczęli się już obawiać ;) Notes był bardzo ważny, w nim było wszystko co nam potrzebne było do przeżycia w podróży =)
The Abssys
   Cała podróż odbywała się praktycznie nocą, wiecie jak cudownie wyglądają miasta nocą z samolotu, to jakiś inny kosmiczny świat. Jeśli ktoś z was oglądał film The Abssys (1989), to tam na dnie oceanu jest taki statek kosmiczny który tak pięknie się świeci pod wodą i właśnie tak podobnie wyglądają miasta z samolotu. Te wszystkie latarnie.... rany rozpływam się jak wspominam ten widok ;)

     Jak przystało na wyprawę, podczas której liczy się mała waga plecaka, bo przecież założenie było jedno, dźwigamy wszystko sami. Bella musiała ograniczyć ilość ciuchów, które miała zabrać ze sobą na wyprawę. No i wyobraźcie sobie, jak można kobiecie ograniczać ciuchy na wakacje, toż to jakiś koszmar :D Zabrałam ze sobą jedną parę spodni krótkich, (bo w Katmandu było około 30 stopni Celsjusza) jedną parę długich trekingowych (w których jechałam) i jedną parę cieplejszych na wyższe partie w górach. Tak się złożyło, że te jedne spodnie trekingowe zdążyłam upaćkać jeszcze w drodze na lotnisko, wylało mi się trochę gorącej czekolady zakupionej na stacji benzynowej ;) no i już w pierwszy dzień czekało mnie pranie ;) Chłopacy cały czas mi powtarzali: "ej mała, no przestań zaraz wszyscy będziemy brudni i śmierdzący, nikt nie będzie na to zwracał już uwagi". Przed oczami stanęła mi wizja, braku wody, braku możliwości umycia głowy. Zmora tego wyjazdu zapalała mi się w głowie jak taki wielki czerwony świecący neon z napisem UWAGA!!! BRAK MOŻLIWOŚCI UTRZYMANIA HIGIENY ;] na szczęście nie było aż tak źle jak prorokowaliśmy ;)
 
     Wylądowaliśmy w Dubaju, tyle co nas tam prześwietlili na różnych bramkach, to nie da się zliczyć na palcach wszystkich kończyn jakie posiadamy :P Każdy z nas był zmęczony było grubo po północy i chcieliśmy tylko gdzieś się kimnąć. Sławek już był tak zirytowany, że poinformował nas przy którejś kontroli osobistej, że ma na sobie gacie, które zamierza wyrzucić na miejscu po 4 dniach :D co kompletnie nam poprawiło humor i dodało energii.
     Niestety szybko nam on się rozpłynął, gdyż okazało się, że czekają nas dodatkowe opłaty lotniskowe za transfer nas i bagaży między terminalami :P Nie dziwota, że Dubaj taki bogaty, bo za wszystko trzeba tam płacić. Jeszcze nie dolecieliśmy do Nepalu, a już straciliśmy sporą część gotówki, zapłaciliśmy za tą przyjemność 291$ :P Nauczka na przyszłość: przy kupnie biletów, nie tylko pytać się czy musimy posiadać wizę na lotnisku, ale także czy są dodatkowe jakieś opłaty lotniskowe.



     Terminal 2 nie był już taki piękny i świecący jak jedyneczka, było tu mnóstwo ludzi z różnych stron świata, przeważnie ciemnoskórych, bardzo dużo robotników, którzy wracali do domu. Mężczyźni w biało czerwonych chustach na głowach ze złotymi zegarkami na rękach, a kobiety całkowicie zasłonięte odziane w szatę zwana dziś abaja. Zawsze mi się podobali faceci z mocnym ciemnym zarostem. Intrygowali mnie Arabowie, ale zdecydowanie nie mogłabym z takim żyć. Gdyż Bella ceni sobie swoje prawo do wolności, to że może prowadzić auto, pracować i sama podróżować, gdzie tylko mi się zachce ;)




     Na lotnisku chłopaki wszystkie posnęły, a ja biała kobieta siedząca obok śpiących na marmurowej podłodze 3 facetów, wzbudzałam wielkie zainteresowanie wszystkich siedzących, czy też przechodzących obok ludzi, czułam jak ich oczy przeszywają mnie na wylot. Nie miło wspominam pobyt tam, byłam zmęczona, głodna i chciałam jak najszybciej przemieścić się dalej :P zazdrościłam Sławkowi, gdyż ten jak się położył, to spał prawie do samej odprawy ;)

     W następnym poście opowiem wam jak stawialiśmy pierwsze kroki na nepalskiej ziemi ;) jak przebiegały nasze pierwsze targowania i podróże lokalnym środkiem transportu ;) Mam nadzieję, że miło się czyta i nie zanudzam was :) Piszcie w komentarzach co was interesuje, chętnie wam coś dopowiem :)

Podpisano: Bella M.


    

3 komentarze:

  1. Właśnie przed chwilą skończyłam kolejny post, masz wyczucie ;) leci jeszcze mailem do redaktora naczelnego ;) i powinien się niedługo ukazać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że nie mieliście innych problemów na granicy oprócz przeszukiwań, na oglądałem się dokumentalnych filmów o osobach zatrzymanych przypadkiem.

    OdpowiedzUsuń