piątek, 1 lutego 2013

Koniec jest bliski...


     Dawno mnie tu kochani nie było,  ale w moim życiu wiele się zmieniło, zabrałam się za nowe projekty i zepsuł mi się zmieniacz czasu i nie nadążam ze wszystkim ;) ale postanowiłam, rozpocząć nadrabianie zaległości. Znajomy mówił mi bym zakończyła tą opowieść jednym postem, ale nie zrobię wam tego =) Zatem wracamy do opowieści... oto ciąg dalszy... głównie fotograficzny.

     ...Za naszymi plecami coraz bardziej oddalała się przełęcz Thorong La Pass, pokonana wysokość 5416m n.p.m. zapadnie na długo w mej pamięci. Jakiś czas temu kolega powiedział mi, że to dopiero na tej wysokości powinniśmy rozpocząć wspinaczkę ;) he he już sobie to wyobrażam, chyba jeden krok na minutę bym robiła :)

 

 
Ten odcinek był naszym ostatnim jaki mieliśmy do pokonania pieszo i już nikt nie myślał by wsiąść na jakiegoś muła, bo schodziliśmy w dół i było już znacznie łatwiej. Po drodze mijały nas ciężarówki, co było ewidentnym znakiem na to, że wracamy do cywilizacji i niedługo skończą się piękne widoki dzikiej matki natury... Teraz to trochę smutne, bo okropnie za tym tęsknię i gdybym tylko mogła zapakowałabym manele i się udała w piękne szczyty świata jakimi są Himalaje. Jednak w tamtym momencie każdy marzył o wygodzie :)




 

Po drodze zauroczył mnie pewien motor, którego nie omieszkałam sfotografować... tak kochani znów zachciało mi się robić zdjęcia, zmęczenie ustępowało i zaczęłam się cieszyć tym co mnie otaczało :) a przecież w planie mieliśmy zrobić wystawę, trzeba było zebrać jakiś materiał ;)









Sławek jak zwykle pomykał z przodu ;) dzięki temu zawsze miałam komu zrobić zdjęcie, bo tak jakoś zdjęcie bez elementu ludzkiego jest dla mnie ostatnio jakieś takie puste ;)








Pamiętam, że strasznie tam wiało wtedy, teren był prawie pustynny, rosły tylko suche krzaczory. Fajnie tak nie znać terenu i iść w nieznane, a za opadającym w dół horyzontem zobaczyć coś totalnie zaskakującego :)


Przed nami w dole rozciągała się Dolina rzeki Kali Gandaki ze swoimi zboczami sięgającymi 5500 m co czyni ją jedną z najgłębszych dolin na świecie. Po obu jej stronach górują dwa masywy: Dhaulagiri i Annapurna. U pod nurza wejścia do księstwa MUSTANG leżało Kagebeni.


To właśnie tam mieliśmy spędzić nasz ostatni nocleg przed rozpoczęciem powrotu do Katmandu, przynajmniej takie było wstępne założenie, bo chcieliśmy jak najszybciej to zrobić. Następnego dnia mieliśmy wsiąść w jeepa i na tym miał się zakończyć nasz treking :)






Trochę zmęczeni silnym wiatrem udaliśmy się na poszukiwania noclegu. Nie było trudno, bo zaczepiali nas w wiosce i sami proponowali noclegi. Zatrzymaliśmy się w hotelu Mustang Gate Way gdzie była restauracja Yak Donald ;) i były tam Yak Burgery. Jedzenie było bardzo smaczne i ładnie podane, a właściciele przeogromnie mili :)






Rano w drodze na jeep station (bo tak chyba można to określić) spotkaliśmy wychodzących do pracy pasterzy i doszło do akcji obdarowywania jednego z nich kijem Przemka ;) Nie mieliśmy go jak przetransportować, to Przemek postanowił go podarować.


Otrzymał go ten pan obok Przemka, ale ten drugi chciał mu go odebrać i wkroczyliśmy do akcji odbicia kija :) w podziękowaniu pan zaprosił nas do siebie byśmy mogli sobie kupić taniej wyroby ze skóry. Spieszyliśmy się  na transport i nie bardzo ich potrzebowaliśmy. Grzecznie podziękowaliśmy i  ruszyliśmy w naszą stronę.
 
 Oczekując na transport mogliśmy zobaczyć jak dorośli i dzieci pracują nad budową szkoły. Na zdjęciu  widać, że tam pracuje się od najmłodszych lat... podziwiam naprawdę, bo nie wyobrażam sobie takiej chęci do pracy wśród naszych polskich dzieci :P Tam wiele rzeczy trzeba zrobić własnoręcznie. Nie ma wielu sklepów i pieniędzy, a wszystko trzeba transportować z dużych miast, po naprawdę ciężkich i niebezpiecznych drogach.




To już prawie koniec przygód. Opowiem wam jeszcze mrożącą nam krew w żyłach drogę do koszmarnego Bani, to co nas tam spotkało na miejscu. A także kilka krótkich zajawek z ostatnich dni w Katmandu.

Podpisano: Bella M.

3 komentarze:

  1. fantastyczne zdjęcia .. masz racje, że wędrowiec w oddali dodaje kontrastu i ludzkiego elementu .. pięknie.. czy przeszliście cały Annapurna Circuit? ... podziwiam i pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Z braku czasu, ograniczeni urlopem nie przeszliśmy całości trasy i chyba każdy z nas dziś tego żałuje ;) Ostatnim miejscem do którego doszliśmy pieszo było właśnie Kagebeni. Później już tylko były mrożące krew w żyłach przejażdżki autokarem ;) Jednak przynajmniej ja z mężem mamy plan tam wrócić i przejść całość :)

      Usuń
    2. bardzo dziękuję .. podziwiam Waszą wyprawę i zdjęcia .. bardzo pragnę za parę lat wybrać się na himalajski trek .. myślałem o Annapurna albo Dhaulagiri Circuits albo Everest Base Camp .. chyba będe musiał wybrać jeden z nich ale jeśli dam radę wysokościom to może powrócę .. byłem tylko dwukrotnie powyżej 4000 m w Stanach na Mt Shasta i Mt Whitney no i wyskość dała mi w kość najbardziej podczas schodzenia .. życzę Wam szybkiego powrotu w Himalaje i inspirujących podróży .. pozdrawiam serdecznie

      Usuń